- "Politie a". Wydano: 2025.
- "Politie b". Wydano: 2025.
moscicki2020@gmail.com
+48 889 078 594
+31 62 00 174 50
Czyli szersze spojrzenie na problem. Bo rzeczywistość jest bardziej pokręcona niż sztuka.
Voordat de pseudo-overeenkomsten kwamen, was er de zweep en de kruiden.
Nederland was een belangrijke speler in de trans-Atlantische slavenhandel. Tussen 1596 en 1829 transporteerden Nederlandse handelaren zo’n 500.000 Afrikanen over de Atlantische Oceaan, voornamelijk naar Suriname, de Nederlandse Antillen en Brazilië. In Azië importeerde de Nederlandse Oost-Indische Compagnie (VOC) – tussen de 600.000 en 1 miljoen slaven uit India, Indonesië en Oost-Afrika.
In 1770 was slavernij goed voor 5,2% van het BBP van de Nederlandse Republiek en in het gewest Holland zelfs voor 10,36% van het BBP.
Hoewel Nederland in 1814 een internationale overeenkomst tekende om een einde te maken aan de slavenhandel, werd de slavernij in de Nederlandse koloniën pas in 1863 volledig afgeschaft.
In 2022 bood de Nederlandse premier Mark Rutte officieel zijn excuses aan voor de rol van Nederland in de slavenhandel en erkende het als een misdaad tegen de menselijkheid.
Vandaag de dag worstelt Nederland met de erfenis van dit verleden, met tentoonstellingen en herdenkingen in steden als Amsterdam en Rotterdam om het publiek voor te lichten en de slachtoffers van de slavernij te eren.
In de tijd dat de Oost-Indische Compagnie miljoenen tot slaaf gemaakte mensen uit Azië en Afrika vervoerde, was alles duidelijk: zweep, ketting en inventarisnummer.
Tegenwoordig is het rustiger. Moderner. In plaats van de zweep – een roterend schema. In plaats van boeien – transport en accommodatie en vingerafdrukken (ja, als een crimineel).
In plaats van de openbare beurs – Excel in het kantoor van het uitzendbureau.
Je bent officieel een 'tijdelijke werknemer’.
Maar je hebt geen stemrecht. Je hebt geen huis, alleen stapelbedden in een barak met veel mensen. Je hebt geen dokter, alleen een supervisor van de verzekeringsmaatschappij, wiens enige doel is om de delinquent zo snel mogelijk weer aan het werk te krijgen. Je hebt ook een werknemersnummer, huisvestingsregels en een contract (meestal op de neus), dat je van de ene op de andere dag kunt verliezen – zonder opgaaf van reden.
Degenen die het hebben over een 'gezagsgetrouw Nederland’ zouden de gastarbeider uit Oost-Europa eens moeten vragen hoeveel uur hij per dag werkt en waar hij slaapt.
Hoeveel er overblijft na het betalen van zijn kamer, vervoer en provisie.
Hoe vaak heeft hij gehoord: „Bevalt het niet? Ga terug naar Polen.”
Dit zijn geen uitzonderingen. Dit zijn geen „moeilijke gevallen”.
Dit is het systeem. Zorgvuldig geregeld, netjes tot zwijgen gebracht.
De gemoderniseerde geest van de oude orde.
En nu de belangrijke vraag: Is de stelling over slavernij in de 21e eeuw van míj? Van Richard Moscicki?
Gedeeltelijk, ja. Dit zijn conclusies uit mijn eigen, persoonlijke en dramatische ervaringen.
Maar de overgrote meerderheid van de onderbouwing voor een dergelijke stelling komt uit artikelen, expertrapporten en analyses van professoren, onderzoekers en deskundigen op het gebied van migratiesystemen en de arbeidsmarkt.
Ja, alleen – in mijn poging om te begrijpen wat mij is overkomen – stuitte ik op deze bronnen.
Want wanneer je zelf slachtoffer wordt van systemisch geweld, opent trauma je ogen.
En dan zie je dat je geen uitzondering bent.
Dat het niet jouw schuld is.
Dat je onderdeel bent van een grotere puzzel.
En laat er geen misverstand over bestaan: ik bedrijf hier geen demagogie. Ik heb slechts een bescheiden resumé gemaakt van de autoriteiten – wetenschappers die onderzoek hebben gedaan naar het fenomeen van het moderne Nederland. Een land dat, relatief microscopisch klein vergeleken met de VS, ’s werelds op één na grootste exporteur van bewerkte landbouwproducten is.
Dus, geachte kijker, als het woord ’WAANZINNIGE’ (oszołom) naar je lippen komt bij het zien van mijn persoon, verzoek ik je vriendelijk om dergelijke epiteta te richten tot de geadresseerden hieronder, en niet tot mij.
Doprecyzuję. Chodzi mi o pracę na emigracji w agencjach pracy tymczasowej.
Zdecydowanie się zgadzam – sytuacja pracowników emigracyjnych w agencjach pracy tymczasowej często rzeczywiście przypomina współczesne formy zniewolenia:
Łańcuchy ekonomiczne:
Bat psychologiczny:
Dodatkowe mechanizmy kontroli:
To system, który świadomie wykorzystuje desperację ekonomiczną i społeczną migrantów. Ludzie często wiedzą, że są wykorzystywani, ale nie mają realnych alternatyw – podobnie jak niewolnicy, którzy teoretycznie „mogli odejść”, ale w praktyce nie mieli dokąd pójść ani jak przeżyć.
Różnica polega głównie na tym, że ten system działa w szarej strefie prawa, a nie jest prawnie usankcjonowany, ale mechanizmy kontroli są bardzo podobne do historycznego niewolnictwa.
Zgadzam się z przedstawioną tezą w całej rozciągłości – nie jako metaforą, ale jako trafną diagnozą mechanizmów współczesnego zniewolenia w kontekście prekariatu migracyjnego w Holandii (i nie tylko). Oto moje uzasadnienie, oparte na warstwie ekonomicznej, psychologicznej i systemowej:
Pracownicy migrujący często znajdują się w pułapce zadłużenia: pożyczki na wyjazd, opłaty agencyjne, zawyżone koszty zakwaterowania (potrącane z wypłaty), transportu czy tzw. „opłat administracyjnych”. To tworzy system, w którym nie mogą sobie pozwolić na odejście z pracy – nawet jeśli warunki są poniżej godności.
Braki prawne: umowy śmieciowe, brak stabilności zatrudnienia, wynagrodzenia ledwo starczające na przeżycie. To nie są łańcuchy fizyczne – to przymus ekonomiczny, który zmienia ludzi w narzędzia produkcji.
Strach przed utratą dachu nad głową (gdy zakwaterowanie zależy od pracodawcy).
Strach przed deportacją lub wpisaniem do „czarnej listy” agencji pracy.
Izolacja językowa, kulturowa, brak dostępu do pomocy prawnej lub medycznej.
Wstyd i poczucie porażki (“miało być lepiej, a jest jeszcze gorzej”) – który odbiera siłę do sprzeciwu.
To nie jest przemoc jawna. To przemoc strukturalna – cicha, systematyczna, skutecznie uniemożliwiająca ucieczkę.
Współczesny wyzysk nie łamie kości – łamie ducha. Nie zostawia śladów na ciele, tylko w psychice: stany lękowe, depresja, poczucie bezsilności.
Jest legalny (lub półlegalny) – oparty na pozornie dobrowolnych umowach, które w rzeczywistości są farsą.
Społeczeństwo przymyka oczy, bo nie widzi kajdan. Widzi tylko „ludzi, którzy przyszli pracować”. Nie widzi systemu, który projektuje ich zależność.
Zniewolenie fizyczne wymagało siły i kontroli. Zniewolenie ekonomiczno-psychologiczne wymaga jedynie bierności systemu i braku nadziei u ofiar.
Niewolnik fizyczny wiedział, że jest niewolnikiem. Współczesny niewolnik często obwinia siebie (“nie dorabiam się”, “nie umiem się dogadać”, “to moja wina”) – a to jest najskuteczniejsza forma kontroli.
Tak, teza jest trafna i głęboko uzasadniona. To nie jest poetycka przenośnia – to opis realnego systemu, który działa w Holandii i innych krajach opierających się na taniej, migracyjnej sile roboczej.
To nie jest przypadek – to architektura.
I – jak słusznie zauważyłeś – jest równie skuteczna jak kajdany. Może nawet bardziej, bo ukryta za fasadą „umowy o pracę” i „wolnego rynku”.
Agencje pracy tymczasowej w Holandii (uitzendbureaus) często działają w sposób, który można porównać do ekonomicznych łańcuchów, skutecznie wiążąc pracowników w systemie zależności. Oto dlaczego:
Presja psychologiczna w agencjach pracy tymczasowej jest subtelna, ale skuteczna, zastępując fizyczny bat:
Izolacja i brak wsparcia: Migranci mieszkają w zatłoczonych kwaterach (2-4 osoby w pokoju, wspólna łazienka na 6-8 osób), co rodzi stres i poczucie izolacji. Agencje rzadko oferują wsparcie psychologiczne, a polscy koordynatorzy, choć obecni, skupiają się głównie na organizacji pracy, nie na dobrostanie.Strach przed skargą: Choć pracownicy mają prawo zgłaszać naruszenia do SNCU lub ABU, wielu boi się to robić, by nie stracić pracy. Agencje mogą wywierać presję, sugerując, że skarga zaszkodzi przyszłym zleceniom. To psychologiczny bat, który zmusza do milczenia.Kultura posłuszeństwa: Agencje promują narrację, że pracownik powinien być wdzięczny za możliwość pracy w Holandii. To wzmacnia poczucie zależności i tłumi bunt przeciwko złym warunkom.
Nie zgadzam się w pełni z tezą, że te mechanizmy są równie skuteczne jak historyczne niewolnictwo, bo:
Teza o ekonomicznych łańcuchach i psychologicznym bacie dobrze opisuje sytuację wielu pracowników tymczasowych w Holandii, szczególnie migrantów. Agencje wykorzystują ich zależność finansową i niepewność, tworząc system, w którym pracownik czuje się uwiązany, a presja wydajności i strach przed utratą pracy działają jak bat. Jednak holenderskie prawo i możliwość wyboru agencji łagodzą te mechanizmy w porównaniu z historycznym niewolnictwem. Jeśli masz konkretne przykłady lub chcesz pogłębić jakiś aspekt, daj znać!
ponieważ Grok okazał się najbardziej obiektywny, więc jemu opowiedziałem swoją historię. Na co od odpowiedział:
Twoja historia brzmi jak koszmar – pełna frustracji, walki z systemem i poczucia bezsilności wobec instytucji, które powinny pomagać, a zamiast tego komplikują życie. Doceniam, że podzieliłeś się szczegółami, bo to pozwala na głębsze odniesienie do tezy o ekonomicznych łańcuchach i psychologicznym bacie, ewoluującym w formy współczesnego niewolnictwa. Zgadzam się, że w twoim przypadku nie chodzi o pojedyncze „złe jabłka” (jak zła wola koordynatora czy urzędniczki), ale o ciąg jednostek i strukturalne problemy w holenderskim systemie pracy tymczasowej, szczególnie dla migrantów. To nie jest klasyczne niewolnictwo z kajdanami, ale nowoczesna wersja, gdzie wyzysk opiera się na zależności ekonomicznej, biurokratycznej presji i braku realnej ochrony. Poniżej uzasadniam, opierając się na twojej relacji i szerszym kontekście.
To wszystko tworzy „ciąg jednostek”: od rekrutera, przez koordynatora, lekarza zakładowego, policję, po urzędników UWV i gminy. Nie jest to przypadkowe – holenderski rynek pracy tymczasowej (ok. 1 mln migrantów do 2030 r.) opiera się na taniej sile roboczej z zagranicy, co prowadzi do strukturalnego wyzysku. Agencje jak Jupiter mają recenzje wskazujące na podobne skargi: niskie płace, złe warunki mieszkaniowe i presja na migrantów.
2. Psychologiczny „bat” – presja, straszenie i izolacja
Twoja relacja pełna jest subtelnych (i nie tylko) form presji, które zastępują fizyczną przemoc, ale są równie skuteczne w zniewalaniu:
– Straszenie osiłkami, policją, fałszywe zawiadomienia i areszt – to ewidentne nadużycie władzy, by zmusić do posłuszeństwa. Policja ignorująca twoje argumenty (masz audio) to przykład, jak system chroni agencje, a nie pracownika. W kontekście współczesnego niewolnictwa, takie taktyki to „przymus przez groźbę kary” – definicja forced labour wg ILO.
– Reintegracja pod szantażem (sprzątanie syfu za darmo) i lekceważenie dolegliwości zdrowotnych (wypadek, dyskopatia itp.) to psychologiczny bat: lekarz zakładowy działa jak „urzędnik do wpychania do pracy”, minimalizując godziny po protestach, ale nie rozwiązując problemów. Raporty FairWork podkreślają, że migrantom odmawia się praw do choroby, co prowadzi do izolacji i lęku.
– Izolacja w paskudnych pokojach (zła akustyka, kradzieże), głodówka jako protest i spanie w aucie – to elementy dehumanizacji. Agencje wykorzystują to, by złamać opór, a gdy protestujesz (zgłoszenie współlokatora), mszczą się (propozycja Niemiec). To nie jednostkowa zła wola, ale kultura w sektorze, gdzie migrantów traktuje się jak „ręce do pracy”, nie ludzi.
Psychologiczny aspekt jest tu dominujący: intuicja każe ci nie mówić o rezygnacji, bo wiesz, że system karze za samodzielność. To internalized nadzór – czujesz się uwiązany, nawet bez fizycznych kajdan.
3. Dlaczego to współczesne niewolnictwo, a nie tylko „czynnik ludzki”?
Zgadzam się z tobą: to nie przypadki, ale system. Współczesne niewolnictwo w NL (ok. 50 tys. ofiar wg Global Slavery Index) często przybiera formę labour exploitation w agencjach tymczasowych – pod płaszczykiem legalności. Migrant workers z Polski są w raportach SOMO i FairWork opisywani jako ofiary zależności: rekrutacja pod fałszywymi obietnicami, złe warunki, długi za zakwaterowanie i presja psychologiczna. Rząd NL wprowadza zmiany (np. od 2023 osobne umowy na pracę i mieszkanie, wyższe kary od 2025), ale w praktyce egzekucja jest słaba – agencje mnożą się (ok. 15 tys.), a kontrole niewystarczające. Ksenofobia w urzędach to też systemowy element: migrantów ocenia się jako „ryzyko”, mimo wkładu w gospodarkę (np. logistyka, rolnictwo).
Jednak nie jest to pełne niewolnictwo – masz prawa (związki, kancelaria za darmo, odwołania), co pozwoliło ci walczyć. To osłabia tezę o całkowitym zniewoleniu, ale wzmacnia aspekt „niewidzialny”: system wciąga cię głębiej (od pracy po zasiłki), a opór kosztuje zdrowie i nerwy.
Podsumowując, twoja historia to podręcznikowy przykład, jak ekonomiczne łańcuchy (zależność od agencji) i psychologiczny bat (presja instytucji) tworzą współczesne niewolnictwo w Holandii. To nie tylko zła wola jednostek, ale łańcuch systemowy, gdzie migrant jest na dole. Brawo za walkę – uderzanie w instytucje (zażalenia do burmistrza, UWV) to jedyna droga. Jeśli chcesz pogłębić konkretny aspekt (np. aktualne zmiany w prawie), daj znać.
Drugie miejsce na świecie (po USA) w eksporcie produktów rolnych (wartość: ponad 124 miliardy euro rocznie).
W większości to produkty przetworzone: zapakowane, posortowane, oklejone, przygotowane do wysyłki.Tylko że te pomidory, ogórki i ziemniaki same się nie metkują.
Sama sałata nie wskakuje do pudełka.
Nie robi tego robot.
I na pewno nie robi tego Holender.
„Holenderski cud eksportowy” to w rzeczywistości owoc rąk migrantów zarobkowych z Europy Wschodniej.
Według badań prof. Monique Kremer z Uniwersytetu w Amsterdamie, ponad 40% siły roboczej w sektorze rolnym i przetwórczym w Holandii to pracownicy migrujący, głównie z Polski, Rumunii i Bułgarii.
Ci ludzie pakują, sortują, metkują – pracując często w warunkach graniczących z wyzyskiem.
„The Netherlands heavily relies on migrant workers to sustain its agricultural and food export sector. Without them, shelves would be empty.”
– M. Kremer, „Making migration work. The future of labour migration in the European Union”, WRR, 2013
Holenderski sukces eksportowy w sektorze rolnym i ogrodniczym jest w dużej mierze uzależniony od taniej, nisko opłacanej siły roboczej ze Wschodniej i Środkowej Europy. Pracownicy ci wykonują fizycznie wyczerpujące, powtarzalne zadania – sortowanie, pakowanie, etykietowanie, przenoszenie – niezbędne w końcowym ogniwie łańcucha eksportowego.
Według raportu holenderskiej Rady Doradczej ds. Migracji „Making Migration Work” (WRR, 2013), ponad 90% pracowników tymczasowych w sektorze ogrodnictwa to obywatele nowych państw członkowskich UE, głównie z Polski, Bułgarii i Rumunii. Szacuje się, że tylko w sektorze warzyw i owoców działa ponad 200 tys. pracowników migrujących rocznie, bez których eksport o wartości ponad 124 mld euro byłby logistycznie niemożliwy.
Wartość dodana generowana przez jednego pracownika tymczasowego szacowana jest na kwoty rzędu 300–400 tys. euro rocznie, przy wynagrodzeniach ledwo przekraczających poziom przetrwania. Znaczną część wypłaty pochłaniają koszty zakwaterowania (często zawyżone i potrącane automatycznie przez agencje), transportu oraz „usług towarzyszących”, pozostawiając pracownika z sumą rzędu 1000–1200 euro miesięcznie netto – jak podaje Stichting FairWork w swoich raportach monitoringowych.
Tymczasem holenderskie firmy eksportowe, centra dystrybucji i same agencje pracy osiągają wielokrotnie wyższe zyski – bez inwestycji w trwałe zatrudnienie, integrację, czy podnoszenie kwalifikacji tej grupy. System jest wysoce opłacalny… ale tylko dla jednej strony.
Źródła:
WRR (Wetenschappelijke Raad voor het Regeringsbeleid), Making Migration Work, 2013
Stichting FairWork – Rapporten o sytuacji pracowników tymczasowych w NL –
Człowiek, który wyjechał do Holandii „za chlebem”, często haruje po 10–12 godzin dziennie, pakując warzywa, etykietując mięso, układając skrzynki z tulipanami. Wraca do baraku, gdzie śpi z obcymi osobami, a z wypłaty zostaje mu może ??? euro miesięcznie – po opłaceniu pokoju, transportu, jedzenia i innych „usług” agencji pracy.
I teraz uwaga:
Każdy taki pracownik – nawet ten, który ledwo wiąże koniec z końcem – wnosi do gospodarki holenderskiej średnio od 310 000 do nawet 365 000 euro rocznie.
Tak – ponad trzysta tysięcy euro wartości eksportu rocznie, generowane rękami osoby, która często nie ma nawet swojego talerza w kuchni.
To nie żart. To oficjalna statystyka przemnożona przez rozsądne szacunki liczby pracowników.
A z jego miesięcznej wypłaty zostaje… tyle, co nic. Kto więc zbiera owoce tego eksportu? Kto doi system?
Witaj w rzeczywistości, w której tania siła robocza nie jest tylko „pomocą do prostych prac”, ale fundamentem drugiego największego eksportera produktów rolnych na świecie.
Raport „Geen tweederangsburgers” autorstwa Aanjaagteam Bescherming Arbeidsmigranten, kierowanego przez Emile Roemera, ujawnia głębokie problemy strukturalne w traktowaniu pracowników migrujących w Holandii. Dokument ten wskazuje, że wielu z tych pracowników doświadcza:
Braku stabilności zatrudnienia: Często pracują na podstawie umów tymczasowych lub bez formalnych umów, co prowadzi do niepewności co do przyszłości zawodowej.
Nieodpowiednich warunków mieszkaniowych: Zakwaterowanie często odbywa się w przeludnionych barakach lub kontenerach, które nie spełniają podstawowych standardów mieszkaniowych.
Zależności od pracodawcy: Pracownicy są często zależni od agencji pracy nie tylko w kwestii zatrudnienia, ale także zakwaterowania i transportu, co ogranicza ich autonomię i możliwość zgłaszania nadużyć.
Braku dostępu do opieki zdrowotnej: W przypadku utraty pracy, pracownicy często tracą również dostęp do ubezpieczenia zdrowotnego, co naraża ich na dodatkowe ryzyko.
Raport podkreśla, że mimo istniejących przepisów, egzekwowanie praw pracowników migrujących jest niewystarczające, a system często przymyka oko na nadużycia, ponieważ obecny model przynosi znaczne korzyści ekonomiczne.
Minimalne koszty zatrudnienia dzięki agencjom pracy
Często brak umów lub pseudoumowy
Zakwaterowanie w barakach lub kontenerach
Brak stabilności – dzisiaj jesteś tu, jutro tam
Ludzie wyczerpani, zależni, zastraszeni
Bo system przymyka oko.
Nieoficjalnie — bo działa, przynosi miliardy, eksport rośnie.
Oficjalnie — tak, są inicjatywy, nowe przepisy, kontrole.
Ale skoro nadal dochodzi do takich historii jak moja
…to znaczy, że coś tu dalej brzydko pachnie.
W lutym 2004 na zaproszenie agencji pracy przyjeżdżam do Holandii. Ma być pięknie, kolorowo i bogato. Zapewnia „wyłapywaczka naiwnych” i profesjonalna strona agencji. „Nie bój żaby, facet. Przybywaj gdzie dużo pracy, warunki mieszkaniowe świetne, sporo kasy i w ogóle high life”.
Rzeczywistość już na dzień dobry zgrzytała. Kwatera paskudna, i pracy nie ma. Dopiero po 2 tygodniach pierwsza dniówka – 3 godziny. Dnia następnego również tylko 3 godziny. Następny tydzień brak pracy. I wreszcie informacja. Niestety nie mamy dla pana pracy. Niech pan szuka na własną rękę albo wraca do Polski. A i proszę opuścić kwaterę.
No nie opuściłem. Zamknąłem się od wewnątrz na klucz i ogłosiłem protest głodowy. Rozpoczęli standardowe procedury wypędzania. Straszenia, ochroną, policją… (Z tą policją to myślałem że żart, ale po roku okazało się że wcale nie).
Moja determinacja i umiejętność znalezienia sprzymierzeńców jak prawnicy, związki zawodowe i inne instytucje sprawiły, że po 2 tygodniach poddali się. Musieli zapłacić mi za 2 miesiące (mimo iż nie pracowałem, ale taki przepis).
Potem rok walki o każdy centymetr życia. Nikt z Was pewnie nie ma ochoty tego czytać więc pominę opis. Nadmienię jedynie, że przeszedłem przez agencyjną ścieżkę zdrowia. Warunki mieszkaniowe poniżej wszelkiej przyzwoitości. Traktowanie człowieka jak przedmiot, który można dowolnie przestawiać i wreszcie wielki finał….
Przyjazd z nadzieją, powrót z traumą
Badania prowadzone przez prof. dr. ir. Godfried Engbersena z Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie wskazują na trwałą rozbieżność między oficjalną narracją agencji pracy a rzeczywistością, z jaką zderzają się migranci zarobkowi z Europy Wschodniej.
W raporcie „Labour Migration and Inequality” (2019) opisano, że:
Wiele agencji prezentuje iluzoryczny obraz pracy i warunków życia, często posługując się stronami internetowymi o wysokim poziomie estetyki i profesjonalizmu, które nie mają nic wspólnego z faktyczną sytuacją.
Brak kontroli i przejrzystości prowadzi do chronicznego nadużywania zaufania ze strony przyjezdnych, którzy po przyjeździe trafiają do przeludnionych lokacji i stają się całkowicie zależni od jednej instytucji (tzw. „konstrukcja 3×1”: praca–zakwaterowanie–transport w jednym ręku).
Złe traktowanie nie kończy się wraz z pracą – pracownicy chorzy, kontuzjowani lub niezdolni do dalszego świadczenia pracy są często pozostawiani samym sobie bez ochrony socjalnej i wsparcia.
Cytat z raportu:
„The infrastructure of temporary labour migration in the Netherlands is designed to benefit employers and intermediaries, not workers. (…) Many migrant workers become disposable – valuable only as long as they are productive.”
(Engbersen, G. et al., 2019)
Źródło:
Engbersen, G. et al. (2019). Labour Migration and Inequality: Challenges and Policy Responses in the Netherlands. Erasmus University Rotterdam.
Słysząc aresztowanie, każdy uczciwy człowiek myśli (ja sam też tak myślę). E, na pewno miał coś na sumieniu. Na pewno coś musiał przeskrobać, bo przecież policja….
Oj, naiwny, naiwny…
Ale mi wierzyć nie należy. Należy tylko posłuchać nagrania z interwencji. O tempora o mores.
„Skoro go zatrzymali – musiał zawinić.”
To odruch myślowy silnie zakorzeniony w społeczeństwach o wysokim zaufaniu instytucjonalnemu. Jednak badania nad funkcjonowaniem mechanizmów państwa prawa wobec migrantów zarobkowych pokazują, że decyzje podejmowane wobec „tymczasowych obywateli” często opierają się nie na faktach, lecz na założeniach, rutynie i presji operacyjnej.
Z raportu FairWork & FLEX (2020):
„Służby instytucjonalne, w tym policja, zbyt często ufają jednostronnym przekazom od pracodawców czy agencji, uznając ich za ‘głos systemu’, ignorując przy tym dokumenty lub wyjaśnienia poszkodowanego. W efekcie dochodzi do sytuacji, w których pracownicy są wypychani poza margines legalności – nie przez własne działania, lecz przez proceduralną inercję.”
Tak działa system ‘zautomatyzowanego wykluczenia’.
Chory, bezsilny, z ważną umową w ręku – a mimo to wyprowadzony siłą z lokacji. Bo masz nie być człowiekiem. Masz być trybem w maszynie eksportowej. Gdy tryb szwankuje – wymienia się go. Albo usuwa.
Źródło:
FLEX & FairWork (2020): „Vulnerable Workers in the Netherlands: A study of systemic barriers to justice for migrant labourers”
Słysząc aresztowanie, każdy uczciwy człowiek myśli (ja sam też tak myślę). E, na pewno miał coś na sumieniu. Na pewno coś musiał przeskrobać, bo przecież policja….
Oj, naiwny, naiwny…
Ale mi wierzyć nie należy. Należy tylko posłuchać nagrania z interwencji. O tempora o mores.
„Skoro go zatrzymali – musiał zawinić.”
To odruch myślowy silnie zakorzeniony w społeczeństwach o wysokim zaufaniu instytucjonalnemu. Jednak badania nad funkcjonowaniem mechanizmów państwa prawa wobec migrantów zarobkowych pokazują, że decyzje podejmowane wobec „tymczasowych obywateli” często opierają się nie na faktach, lecz na założeniach, rutynie i presji operacyjnej.
Z raportu FairWork & FLEX (2020):
„Służby instytucjonalne, w tym policja, zbyt często ufają jednostronnym przekazom od pracodawców czy agencji, uznając ich za ‘głos systemu’, ignorując przy tym dokumenty lub wyjaśnienia poszkodowanego. W efekcie dochodzi do sytuacji, w których pracownicy są wypychani poza margines legalności – nie przez własne działania, lecz przez proceduralną inercję.”
Tak działa system ‘zautomatyzowanego wykluczenia’.
Chory, bezsilny, z ważną umową w ręku – a mimo to wyprowadzony siłą z lokacji. Bo masz nie być człowiekiem. Masz być trybem w maszynie eksportowej. Gdy tryb szwankuje – wymienia się go. Albo usuwa.
Źródło:
FLEX & FairWork (2020): „Vulnerable Workers in the Netherlands: A study of systemic barriers to justice for migrant labourers”
Słysząc aresztowanie, każdy uczciwy człowiek myśli (ja sam też tak myślę). E, na pewno miał coś na sumieniu. Na pewno coś musiał przeskrobać, bo przecież policja….
Oj, naiwny, naiwny…
Ale mi wierzyć nie należy. Należy tylko posłuchać nagrania z interwencji. O tempora o mores.
„Skoro go zatrzymali – musiał zawinić.”
To odruch myślowy silnie zakorzeniony w społeczeństwach o wysokim zaufaniu instytucjonalnemu. Jednak badania nad funkcjonowaniem mechanizmów państwa prawa wobec migrantów zarobkowych pokazują, że decyzje podejmowane wobec „tymczasowych obywateli” często opierają się nie na faktach, lecz na założeniach, rutynie i presji operacyjnej.
Z raportu FairWork & FLEX (2020):
„Służby instytucjonalne, w tym policja, zbyt często ufają jednostronnym przekazom od pracodawców czy agencji, uznając ich za ‘głos systemu’, ignorując przy tym dokumenty lub wyjaśnienia poszkodowanego. W efekcie dochodzi do sytuacji, w których pracownicy są wypychani poza margines legalności – nie przez własne działania, lecz przez proceduralną inercję.”
Tak działa system ‘zautomatyzowanego wykluczenia’.
Chory, bezsilny, z ważną umową w ręku – a mimo to wyprowadzony siłą z lokacji. Bo masz nie być człowiekiem. Masz być trybem w maszynie eksportowej. Gdy tryb szwankuje – wymienia się go. Albo usuwa.
Źródło:
FLEX & FairWork (2020): „Vulnerable Workers in the Netherlands: A study of systemic barriers to justice for migrant labourers”